Pierwsza randka to emocjonujący moment, pełen ekscytacji, motyli w brzuchu i (nie ukrywajmy) lekkiego stresu. Czy rozmowa będzie płynna? Czy między Wami zaiskrzy? A co, jeśli zapadnie niezręczna cisza? No i najważniejsze – czy on, niczym książę z bajki, zapłaci za kolację, czy może podzielicie się rachunkiem?
Spis treści
Gdy kelner zaczyna zbliżać się z rachunkiem, sytuacja może przypominać finałowy odcinek serialu – wszyscy czekają na wielkie rozwiązanie. On sięga po portfel, ona robi ruch w stronę swojej torebki, a potem następuje ten moment: spojrzenie, napięcie i cicha walka spojrzeń. Czy pozwolić mu płacić? Czy zaoferować podział?
Zasady randkowego savoir-vivre’u ewoluują. Kiedyś odpowiedź była prosta – płacił ten, kto zapraszał, a że najczęściej był to mężczyzna, rachunek lądował po jego stronie. Dziś jednak granice są mniej oczywiste. Kobiety są niezależne, zarabiają i coraz częściej same wychodzą z inicjatywą – nie tylko jeśli chodzi o zaproszenie, ale i o finansową stronę spotkania. Tylko czy mężczyźni są na to gotowi? Czy faktycznie czujemy się komfortowo, kiedy ktoś upiera się, by za nas zapłacić?
To odwieczne dylematy, które wciąż budzą emocje. Dlatego przyjrzyjmy się bliżej tej randkowej zagwozdce, sprawdzając, co na ten temat mówią badania, jakie podejście do płacenia mają współcześni single. Jeśli Emily in Paris mogła przetrwać życie we Francji bez znajomości języka, to i my damy radę rozszyfrować tę płatniczą układankę!
Tradycja kontra nowoczesność: kto chwyta za portfel?
Kiedyś sprawa była jasna jak przekaz w komediach romantycznych – mężczyzna zapraszał, mężczyzna płacił, a kobieta, uśmiechając się wdzięcznie, pozwalała się adorować. Nie było miejsca na dylematy – w końcu Cary Grant czy Humphrey Bogart nigdy nie pozwoliliby swojej damie grzebać w torebce w poszukiwaniu karty płatniczej. W klasycznym podejściu to mężczyzna udowadniał w ten sposób, że jest odpowiedzialny, zaradny i gotowy na poważny związek (bo przecież wiadomo, że miłość zaczyna się od gestu przy rachunku).
Ale czasy się zmieniły, a randkowe zasady ewoluowały szybciej niż fabuła Emily w Paryżu. Kobiety są niezależne, samodzielne, a czasami to one przejmują inicjatywę, zapraszając mężczyznę na pierwsze spotkanie. I co wtedy? Według zasad savoir-vivre obowiązuje prosta reguła: płaci ten, kto zaprasza. Jeśli więc to kobieta proponuje kolację w modnej restauracji, powinna być przygotowana na to, że to ona pokryje rachunek. Jednak czy w rzeczywistości tak to działa?
Tu zaczynają się niuanse. Wiele osób wciąż czuje wewnętrzny dyskomfort, kiedy kobieta płaci za oboje. Dlaczego? Bo w naszej kulturze wciąż pokutuje przekonanie, że „gentleman płaci”, a jeśli tego nie robi, to coś jest z nim nie tak. Nawet Carrie Bradshaw z Seksu w wielkim mieście była niezdecydowana w tej kwestii – raz pozwalała panom za siebie płacić, innym razem obstawała przy podziale rachunku.
Współcześni mężczyźni są jednak coraz bardziej otwarci na zmianę tych zasad. W końcu, jeśli Barbie i Ken mogli przewartościować swoje role społeczne w najnowszym filmie Grety Gerwig, to może i randkowicze XXI wieku są gotowi na inny podział finansowych obowiązków? Mimo to, warto pamiętać, że temat pierwszej randki i płacenia to nie tylko kwestia finansów, ale też subtelnej gry wizerunkowej, tradycji i tego, jak chcemy, by wyglądała nasza relacja. Może więc najlepszym rozwiązaniem jest… po prostu pogadać o tym otwarcie?
Zobacz też: Zimowe kwiaty na Walentynki – jak skomponować idealny bukiet?
Badania mówią swoje: co na to statystyki?
Jeśli sądziliście, że kwestia płacenia na pierwszej randce to wyłącznie temat do żartów w romantycznych komediach, to musimy Was rozczarować – naukowcy i ankieterzy również postanowili się tym zająć. I co się okazuje? Mimo że świat idzie do przodu, a feminizm, niezależność finansowa i równouprawnienie już dawno zadomowiły się w popkulturze, tradycyjne schematy w randkowaniu wciąż trzymają się mocno.
Według jednego z badań aż 62,63% mężczyzn uważa, że to oni powinni zapłacić na pierwszej randce, podczas gdy 46% kobiet zgadza się z tym podejściem. Czyli… panowie czują większą presję finansowego rycerstwa, niż panie tego od nich oczekują. Można by więc wysnuć wniosek, że niektóre kobiety wcale nie mają nic przeciwko podziałowi rachunku, ale kultura i utarte schematy robią swoje.
Statystyki pokazują też inne ciekawe tendencje. Wśród młodszego pokolenia (Gen Z i młodszych millenialsów) podział rachunku staje się coraz bardziej powszechny. Nie ma tu już tak silnej potrzeby „udowadniania” czegokolwiek przez gest płacenia – liczy się raczej luz, komfort i naturalność sytuacji.
Ale co ciekawe, w niektórych krajach sprawa wygląda zupełnie inaczej. We Włoszech na przykład mężczyźni wciąż często obstają przy tym, że to oni pokrywają rachunek – bo „to eleganckie”. W Holandii natomiast podział rachunku jest tak oczywisty, że jeśli ktoś nie wyjmie swojej karty, może to zostać uznane za nietakt. A więc kultura i przyzwyczajenia mają tu ogromne znaczenie!
Podsumowując: badania pokazują, że mężczyźni nadal czują się zobowiązani do płacenia na pierwszej randce, ale jednocześnie coraz więcej kobiet (i szczególnie młodsze pokolenia) widzi w tym pole do negocjacji. Czy to znak, że powoli żegnamy się z przestarzałymi zasadami, a kelner przestanie już czuć wewnętrzny niepokój, komu podać rachunek? Może. Ale jedno jest pewne – temat wciąż budzi emocje i nie zanosi się na to, by szybko zniknął z randkowych rozważań.
Sprawdź także: 10 małych gestów, które wzmacniają Twój związek każdego dnia – idealne na Walentynki i nie tylko!
Praktyczne podejście: jak uniknąć niezręczności?
Ach, ta pierwsza randka – ekscytacja, dreszczyk emocji, uśmiechy, subtelne gesty, a potem… rachunek ląduje na stole i nagle atmosfera robi się bardziej napięta niż finał Gry o Tron. O ile nie jesteście ekspertami w odczytywaniu, możecie poczuć lekką konsternację. Więc co zrobić, by uniknąć niezręcznego spoglądania na rachunek i mentalnej kalkulacji „co wypada”?
Przede wszystkim – warto podejść do sprawy na luzie i komunikować się otwarcie. Tak, wiemy, że rozmowa o pieniądzach bywa trudna, ale naprawdę lepiej omówić to wcześniej, niż kończyć randkę z dziwnym niesmakiem. Można rzucić coś w stylu: „Jak to widzisz? Może podzielimy się rachunkiem?” albo „Ja stawiam dzisiaj, ty następnym razem?”. Nie chodzi o to, by przed randką podpisywać umowę jak w Suits, ale krótka wymiana zdań może oszczędzić niezręczności.
Jeśli jednak wolicie bardziej spontaniczne podejście, warto obserwować sygnały drugiej strony. Jeśli druga osoba odruchowo sięga po portfel, nie ma sensu rzucać się na rachunek z desperacją godną Bridget Jones próbującej ratować swoje randkowe życie. Z drugiej strony, jeśli ktoś wyraźnie czeka na nasz ruch – warto to uszanować i działać zgodnie z własnym komfortem.
A co z rozwiązaniem typu „ja płacę teraz, ty następnym razem”? To świetna opcja, zwłaszcza jeśli obie strony planują kolejne spotkanie. W końcu nic tak nie buduje napięcia w relacji jak obietnica kolejnej randki, prawda? Tylko uważajcie – jeśli jeden z Was zamówił skromne espresso, a drugi degustacyjne menu z pięcioma daniami i winem, warto przemyśleć ten układ, żeby kolejne spotkanie nie było randką z ruinami konta bankowego.
Najważniejsze jednak, by obie strony czuły się komfortowo i nie miały poczucia obowiązku. Nikt nie powinien wychodzić z randki z myślą: „Czy on/ona uzna, że jestem sknerą?”. Pamiętajcie – randkowanie ma być przyjemnością, a nie polem do negocjacji finansowych rodem z Wilka z Wall Street.
Bukiet kwiatów zawsze zrobi robotę na pierwszej randce! Sprawdź najlepsze kwiaciarnie w naszym Katalogu Firm!
Relacja ważniejsza niż rachunek
Nie ma jednej złotej zasady, która rozwiąże odwieczny dylemat „kto płaci na pierwszej randce?”. Prawda jest taka, że kluczowa jest komunikacja i wzajemne wyczucie. Jeśli jedna osoba czuje się komfortowo, płacąc za całość, a druga chętnie przyjmie ten gest – świetnie. Jeśli wolicie podzielić rachunek lub stosować system „ja dzisiaj, ty następnym razem” – równie dobrze. W końcu randka to nie egzamin z etykiety, tylko czas, w którym macie się dobrze bawić i poznawać.
Najgorsze, co można zrobić, to stresować się tym, czy sięgać po portfel, czy czekać, aż zrobi to druga strona. Nie warto psuć chwili nerwowym liczeniem w głowie, czy Twój aperol spritz kosztował więcej niż jego americano. Płacenie rachunku nie powinno być testem ani wyznacznikiem, kto „ma większą klasę” – w końcu nawet Blair Waldorf z Plotkary wiedziała, że prawdziwa elegancja nie polega na tym, kto sięgnie po kartę, ale na tym, jak się przy tym zachowa.
Czy podział rachunku oznacza brak romantyzmu? Absolutnie nie! Prawdziwa chemia rodzi się w rozmowie, spojrzeniach i tym, czy czujecie, że chcecie się spotkać ponownie – a nie w tym, kto finalnie zapłacił za makaron z truflami. A na koniec przypomnijmy sobie słowa Carrie Bradshaw z Seksu w wielkim mieście: „Miłość to nie kwestia kto płaci, ale kto trzyma twoją rękę”. Więc może zamiast zamartwiać się rachunkiem, skupmy się na tym, czy na kolejną randkę naprawdę chcemy się umówić. Bo to, kto zapłacił za pierwszą kolację, nie ma znaczenia, jeśli przy trzeciej randce i tak będziecie razem robić naleśniki w piżamach!
Zainspiruj się stylizacjami na randkę!
Warto przeczytać: